Zobacz zdjęcia Paula Gorycka z wyścigów MTB, treningów oraz codziennego życia sportowca. Śledź jej drogę do sukcesu na rowerze i bądź na bieżąco z jej osiągnięciami!

W poniedziałek czekała nas wielogodzinna podróż samochodem do Polski. Poszła dobrze, bez zbędnych przygód. We wtorek zrobiliśmy bardzo dobry trening na trasie i to na nim bazowałam podczas wyścigów. W czwartek przyszedł czas na short race. Po kilkunastu sekundach jechałam na czwartej pozycji. Było wyjątkowo agresywnie jak na mistrzostwa Polski, więc zdecydowałam się na szybszy atak niż planowałam. Na początku trzeciej rundy zaatakowałam i po pięciu rundach samotnie minęłam linię mety. Kontrolowałam wykorzystanie sił tak, żeby wygrać, a jednocześnie zrobić to możliwie niskim kosztem. W sobotę wyścig rozpoczął się spokojniej. Na początku pierwszej pełnej rundy wyszłam na prowadzenie, ale w połowie rundy jechałam trzecia. Nie ryzykowałam utraty przerzutki na jednym z technicznych elementów i wtedy wyprzedziły mnie dwie zawodniczki. Jechałam więc po kole i czułam, że tempo pozwala mi na jazdę z rezerwą. Pod koniec rundy zaatakowałam i w samotności przejechałam pozostały dystans. Uniknęłam błędów, zachowałam koncentrację i zostawiłam sobie trochę sił na wypadek gdyby ktoś włączył turbo przed końcem wyścigu. W Jeleniej Górze zdobyłam mój piąty (czwarty z rzędu) tytuł mistrzyni Polski w elicie w XCO i trzeci z rzędu tytuł w XCC.

Mimo wymagającego programu łączącego w ciągu sześciu dni starty w maratonie, short race i cross country czułam się dobrze. Cieszyłam się, bo już we wtorek zaczynały się w Portugalii mistrzostwa Europy. Ale! Polski Związek Kolarski uznał, że ja się w reprezentacji nie znajdę. Mimo wcześniejszych ustaleń, mimo zaprezentowania formy w czasie imprezy docelowej. I w sumie do tej pory nie wiem kto ostatecznie i z jakiego tak naprawdę powodu taką decyzję podjął. O ile w ogóle ją podjął, bo do dzisiaj nie mam też żadnego oficjalnego komunikatu od federacji. Cóż, właściwie nawet mnie to jakoś specjalnie nie dziwi. Od kiedy mam licencję słyszę, że PZKol to okręt, który tonie. I w momencie, gdy mam już dziewiętnastą licencję ten okręt nadal tonie, taki status quo… I takie mam wrażenie, poparte wieloma doświadczeniami i obserwacjami, że największe sukcesy polskiego kolarstwa wynikają z ogromnego zaangażowania zawodników, ich rodzin, a potem ich team’owych sztabów (najczęściej zagranicznych). Jakby tak tylko pozwolić zawodnikom robić ich robotę…

Ja robię swoją i przygotowuję się do mistrzostw świata. I dziękuję mojemu trenerowi Andreasowi Kurmannowi za tak wiele lat wspólnej pracy i kolejne tytuły, które dołożyliśmy w Jeleniej. Dziękuję też mojemu zawodnikowi - Mateuszowi Zenerowi - który już tradycyjnie wspierał mnie na strefie podczas mistrzostw Polski. 

13 sierpnia 2025

Okręt niezatapialny

Od mistrzostw Polski minęły już ponad trzy tygodnie. Same wyścigi dostarczyły mi wielu pozytywnych emocji, które grubym cieniem przysłoniły jednak działania PZKol-u. O tych drugich nie będę się zbytnio rozpisywać, bo w przestrzeni publicznej, w internecie i prasie tradycyjnej, było już o tym sporo. Zamieszczę jednak najciekawsze treści na zdjęciach do tego wpisu.

Wrócę więc do pozytywnych chwil, które przeżyłam w Jeleniej Górze. Zaczęło się tak naprawdę kilka dni wcześniej, w niedzielę. W niemieckim Kirchzarten wystartowałam w moim dotychczas najdłuższym maratonie. 118 km i 3500 m przewyższenia po szutrach, drogach leśnych i asfaltach. Maraton bardzo specyficzny, bo techniki na całym dystansie to może były jakieś dwa, w porywach do trzech kilometrów. Liczyła się czysta, żywa siła i wytrzymałość. I odwaga do pędzenia w dół szutrówką w lesie z prędkością przekraczającą 70 km/h. Na otwierającym podjeździe, którego szczyt był na dwudziestym kilometrze, pochodząca z tych okolic Niemka zrobiła selekcję i na pierwszym bufecie byłyśmy już tylko we cztery. Współpraca układała się raz lepiej, raz gorzej, ale w niezmienionym składzie przemierzałyśmy dalsze kilometry. Było nas o jedną za dużo do podium i niestety po raz drugi w tym sezonie padło na mnie i na tym podium się nie zmieściłam. Ostatnią ponad godzinę jazdy musiałam już sama mierzyć się z trasą. Czwarte miejsce nie było dla mnie satysfakcjonujące, ale też nie było złe. Emocje były zbalansowane, a ja zaczęłam już myśleć o tym jak skutecznie zregenerować się do mistrzostw Polski.

   Zrób swoją  

Strona stworzona 
w kreatorze
WebWave.

Cześć, nazywam się Paula Gorycka-Kurmann. Moją pasją jest kolarstwo górskie. Na tej stronie dzielę się zdobytą wiedzą i doświadczeniem oraz informacjami o sportowej części mojego życia.