news
21.05.2023

Podium mimo okoliczności

Po słodko-gorzkim Pucharze Świata w Novym Meście szybko miałam szansę na odbicie sobie pecha z Czech. Co prawda co do startu w Lugano, już dawno podjęliśmy z trenerem decyzję, że będzie to wyścig typowo treningowy. To rzadko kiedy (a wręcz prawie nigdy) zmienia to jak taki wyścig jadę, ale zmieniają się okoliczności przed startem. Tak było i tym razem.

W piątek wstałam o piątej rano, wrzuciłam coś na ruszt, obowiązkowo popijając kawką i wsiadłam do samochodu. Czekało mnie trzy i pół godziny mozolnej podróży do Lugano. Po przyjeździe, w trakcie wyścigu juniorów, przeszłam jedną rundę wyścigu „z buta”, żeby wiedzieć czego się spodziewać.
I tutaj informacja dla osób, które mogłyby być zaskoczone tym, że przed wyścigiem spaceruję kilka kilometrów – jestem kolarzem, ale uważam, że unikanie schodów czy chodzenia w ogóle jest stanem umysłu, na który ja się nie godzę ;-). Oczywiście nie robię kilkugodzinnych spacerów czy zdobywania wieżowców przed ważnymi wyścigami, ale ten wyścig był treningowy.
Wracając do Lugano – po jednej rundzie „z buta” przygotowałam się i przejechałam jedną rundę już na rowerze. Potem była chwila odpoczynku i już miałam zacząć rozgrzewkę… Ale nie zaczęłam, bo okazało się, że trzeba dokonać szybkiej naprawy w rowerze. Akcja była wręcz błyskawiczna jak na to, co trzeba było zrobić (i tu podziękowania dla mojego trenera), ale i tak spowodowała, że na rozgrzanie się miałam tylko dziesięć minut. Zdecydowanie za krótko.

Po starcie szybko poczułam, że nogi mam jak kłody. W związku z tym na pierwszej rundzie skoncentrowałam się na sobie i na tym, żeby na dzień dobry się nie zarżnąć. Od drugiej rundy mogłam już mniej więcej jechać swoje, choć samopoczucie było przez cały wyścig średnie. Szybko zobaczyłam, że pierwsze dwie zawodniczki – Ronja Blöchlinger i Linda Indergand – są tego dnia poza moim zasięgiem i powinnam skupić się na walce o trzecie miejsce. Tak też się stało. Musiałam się mocno zaangażować i powalczyć, żeby wyciągnąć maksimum z tego dnia. Dałam radę i przekroczyłam linię mety na trzeciej pozycji.

Dostarczyło mi to sporo satysfakcji, bo okoliczności około wyścigowe były raczej mało sprzyjające, a ja mimo to zrobiłam swoje. Po tym wyścigu byłam też druga w klasyfikacji generalnej Swiss Bike Cup. Niestety nie zadomowiłam się tam na długo, bo zrezygnowałam z niedzielnego startu w short tracku, który nie wpisywał się w moje przygotowania do najważniejszych imprez w pierwszej części sezonu.

Po wyścigu znowu wsiadłam w auto i spędziłam kolejne trzy i pół godziny w podróży. Byłam mocno zmęczona po tym dniu, ale i usatysfakcjonowana, więc bilans wyszedł na mocny plus. Teraz czeka mnie nieco ponad tydzień mocnego trenowania zakończony kolejnym treningowym startem, tym razem w drugim szwajcarskim cyklu – Bike Revolution – w Engelbergu.


powrót