news
10.04.2023

Zwycięstwo i trzy "pierwsze dyszki" na początek sezonu

Wreszcie sezon się rozpoczął. „Wreszcie”, bo trochę przesunęłam datę pierwszego wyścigu względem poprzednich lat. Chciałam mieć pewność (w porządku - pewności nie ma się nigdy, ale chociaż owej pewności namiastkę), że wszystkie fundamenty formy zbuduję jak należy.

Przygotowania przebiegły prawie bezproblemowo. W grudniu spędziłam z kadrą Polski nieco ponad tydzień na zgrupowaniu na Majorce. I choć ta wyspa pogodowa nie jest „pewna”, to tylko jeden trening musiałam skrócić ze względu na ulewę. Na przełomie stycznia i lutego pojechaliśmy na pierwszy obóz w odświeżonym składzie i z nową nazwą drużyny  - Strüby Sting. Poza krótką, ale za to bardzo ostrą infekcją żołądkową wszystko przebiegało bezproblemowo. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu wyjechałam na ostatnie przygotowania przed sezonem. Głodna ścigania i sprawdzenia wypracowanej formy wróciłam kilka dni przed pierwszym startem.

Ściganie rozpoczęłam z wysokiego C, startując w Swiss Bike Cup w Gränichen. Na linii startu pojawiło się wiele mocnych nazwisk. Chciałam walczyć o pierwszą dziesiątkę, a jednocześnie z tyłu głowy miałam świadomość, że równie dobrze przyzwoitym wynikiem może być zmieszczenie się pierwszej dwudziestce. Po dobrym rozpoczęciu zdecydowaną większość wyścigu przejechałam walcząc z Ronją Eibl, która ostatecznie okazała się nieco lepsza. Dziewiąte miejsce było dla mnie jednak satysfakcjonującym wynikiem.

Tydzień później rozpoczynał się drugi cykl szwajcarskich wyścigów – Bike Revolution. Trasa w Monte Tamaro jest wymagająca technicznie (a przez to również w większym stopniu fizycznie), zwłaszcza, gdy przychodzi zmierzyć się z nią na początku sezonu. Po przeanalizowaniu listy startowej doszłam do podobnych wniosków co tydzień wcześniej – „dyszka” będzie fajnym wynikiem, ale najpierw trzeba się zameldować w dwudziestce. Wyścig przebiegł dla mnie dobrze. Trasę przejechałam z jednym tylko błędem, co w Riverze jest prawdziwym sukcesem. Metę przekroczyłam na dziesiątej pozycji i znowu mogłam cieszyć się z solidnego występu.

W kolejną sobotę przyszła pora na ściganie w Nals. Był to mój debiut na tej trasie, co przy liczbie startów, które mam już na swoim koncie jest raczej wyjątkiem. O rundzie słyszałam najprawdziwsze legendy, które na szczęście okazały się mocno przesadzone. Już po raz kolejny w tym roku trening na trasie robiłam w kiepskich, deszczowym warunkach, a podczas wyścigu pogoda była sprzyjająca. Również po raz kolejny analiza listy startowej wskazywała na to samo co poprzednie tygodnie – walczę o dyszkę, ale ujmą na honorze nie będzie też pierwsza dwudziestka. Wiedziałam, że po starcie muszę wypracować dobrą pozycję, bo przez kolejny kilometr nie będzie żadnej możliwości wyprzedzania. Dobrze rozegrałam początek, a w trakcie wyścigu się rozkręcałam. Skończyłam dziewiąta, tylko nieco ponad trzy minuty za zwyciężczynią. Zanotowałam kolejny bardzo dobry wyścig w tym roku i byłam szczerze zadowolona.

W ramach mocnego treningu postanowiłam, że po sobotnim wyścigu w Nals podejmę rękawicę i wystartuję w Hochdorf. Odbywał się tam pierwszy wyścig z trzeciego szwajcarskiego cyklu – Argovia Cup. Na starcie nie było zawodniczek ze światowej czołówki. Wiedziałam, że te zawody powinnam wygrać, ale miałam też w świadomości start poprzedniego dnia i długą podróż. Okazało się, że forma się zgadza, taktyka została dobrze dobrana i nawet powietrze, które od drugiej rundy schodziło mi z tylnego koła (nie zmieniłam go, dojechałam do mety mając pół atmosfery) nie odebrało mi wygranej. Fajnie było znowu stanąć na najwyższym stopniu podium, tym razem wcześniej niż w sezonie 2022.

Za tydzień Święta Wielkanocne i chwila na świętowanie i odrobinę spokoju bez ścigania. Oczywiście nie zapomnę o budowaniu formy, ale staram się unikać zawodów czy zgrupowań w okresach świątecznych. Różnie to wychodzi, tym razem będzie tak, jak z mojej perspektywy być powinno. Dobrych Świąt dla Was!


powrót